Treść powstała w dniu – 9.04.2021 r.
Pamięci Mezo...
Dziś a stało się to w godzinach
popołudniowych, odszedł najwierniejszy z wiernych może,
przyjaciel, Mezo.
Nasz ukochany pies, psinka jak kto
woli, piesek, którego mieliśmy na utrzymaniu swoim/wychowaniu od
kilku lat/kilkunastu może...
Przygoda z nim, moja, zaczęła się
jakiś czas temu...
Tomka, wcześniej...
Obydwoje mieliśmy go u siebie w domu
nie za długo może, acz na tyle długo, by wiedzieć, iż on, ten
pies...
No niezastąpiony był czy jest,
będzie...
Poznaliśmy go tak, jak poznać można
każdego, kto czysty był i jest, dobry – ponad normę każdą w
sumie, bo i Mezo taki był/jest...
Nasze życie z nim to bajka można rzec
śmiało, gdyż sprawiał on przeważnie i niezmiennie, że czuliśmy
się przy nim sami niebywale, naprawdę wyjątkowo/wyjątkowi...
My sami czuliśmy się przy nim lepsi,
piękniejsi też, życzliwsi każdemu przecież i sobie, mądrzejsi
też w sumie o to doświadczenie swoje z nim, z nami...
Pies – to nie pies jest tak naprawdę,
lecz „człowiek”, bo jak człowiek reaguje też na wszystko w
sumie co żywe i wokół niego samego, podobnie jako człowiek je,
pije, sika też, chodzi, maszeruje – powiedzmy, biega...
Jak człowiek też myśli pies, zwierzę
niejedno żywe, którym on sam był a „człowiek”!
Bo taki był ludzki, można rzec dla
każdego czy dla nas samych, przyjaciół, znajomych, a i obcych;
obcych zaczepiał też, a oni go lubili i ukochiwali także po
swojemu każdy...
Pies obieżyświat trochę, bo
przychodząc tu do mnie, do Puław, a raczej jadąc, no pokonał i
pokonywał też wysoką/dużą, naprawdę dużą ilość kilometrów
z Tomkiem, by być tu u mnie i zapoznać się ze mną także.
On był, wracał, bo musiał do domu
tamtego swojego wcześniejszego, lecz na nowo jechał tu do mnie, do
nas, Moniki i Meli jeszcze nawet w tamtym czasie...
Piesek pokonywał ogromne ilości
kilometrów, by nas odwiedzać, pobyć z nami jakiś czas no i musiał
wracać do siebie jeszcze.
To trwało kilka lat
niezmiennych, bo zawsze tak było, że piesek i Tomek przyjeżdżali
do nas: razem!
Trudy podróży znosił dość dobrze,
zaopiekowany był zawsze i zatroszczony w stu procentach przez Tomka,
jego „tatę”, więc nie bał się, był zafascynowany podróżą,
bywało, że ciężej znosił, bo podróż była rzeczywiście długa
i wyczerpująca dla nich obydwu; dla Meza i dla Tomka oczywiście!
(uśmiech)
Jednakże przyjeżdżali/przybywali
zmęczeni a uśmiechnięci, z pąkami kwiatów, prezentów, Aniołów,
buziaków i energią własną każdego z nich w tym Mezo: energią
niebywałą i niepojętą też muszę dodać jako ta, która przyjęła
go w dom i ugościła, zachowała też w domu swoim, jak i w sercu do
dziś czy później...
To był prezent, z którego nie do
końca zdawałam sobie sprawę na początku, ale szybko dotarło do
mnie to iż ów prezent żywy przecież i ruchliwy mocno jest tym
czymś/tym kimś, kto wypełni świat mój zatroskany może i smutny
często z problemów wielu życia i świata: tak,
to było bardzo czytelne i widoczne, iż pies ten energią swą i
Światłem wewnętrznym czy zewnętrznym też, bo i tak biło, na
strony obie...
No to już widać było to, iż to pies
„lekarz”/uzdrawiacz duchowy będzie dla mnie i Moniki, a i
Tomka też oczywiście z nami...
No i tak było, rzeczywiście Mezo
uzdrawiał każdego z nas po kolei...
I na swój sposób oczywiście
podchodził do nas i mierzył się z nami tak, jak chciał i lubił,
bo z każdym z nas i wobec każdego z nas oczywiście, no zachowywał
się zupełnie inaczej, odmiennie.
Mezo był dobry – wielokrotnie to
podkreślaliśmy sami, wiedząc, iż energia tego
zwierzaka/zwierzątka jest niebywała: jest wyizolowana, że tak
powiem z agresji własnej zwierzęcej i jakiejkolwiek, co znaczy, iż
pies wielbiony był przez całe niemalże otoczenie osób, środowiska
lokalnego bądź osób, które poznawały go pośrednio...
Nikt obok niego nie przeszedł
obojętnie, to pewne!
Nasz Mezo, nasz kochany „synuś”
emanował ciepłem i Światłem takim, jakiego potrzebowali inni
ludzie, szukali również i lubili ów poziom Światła czy
Energii...
Tak, to był Mezo, on ich zabawiał, ci
go przytulali i zagłaskiwali nam wielokrotnie, sami przyjaciele
naokoło niego można rzec, bo tylu ludzi zjednał sobie sam Mezo,
zważcie!
Ta informacja ważną jest i prawdziwą
a do tego dumnie podchodzimy do niej, gdyż Mezo rzeczywiście miał
wielu własnych wielbicieli czy wielbicielki: taki to pies!
My zaś w stosunku do niego
zaznawaliśmy tak ekstremalnych może stanów szczęścia i piękna i
dostojeństwa jego, tego psa, iż słów brak może na dookreślenie
tego, co było, jaki był i kiedy...
Pies nas budził, dawał szczęście i
pomoc poprzez kontakt z nami, gdy upadaliśmy choćby czy było nam
źle...
Pocieszał, ocieplał, rozbawiał nas i
kochał, kochał nade wszystko...
Nic porównywalnego tu nie ma na tę
Miłość jego ku nam, do nas...
Takie to szczęście było być z nim i
żyć, mieszkać i kochać go także iż nie znajdujemy słów na to,
by opowiedzieć wam o nim prawdę całkowitą ludzie...
Ta oaza szczęścia i spokoju ponad
normę przecież, zawsze koiła i była najbliższą nam istnością,
żywą jednocześnie która nie woła, nie prosi, nie skłóca się z
nami/nie skłócał się z nami on, bo jak?
Mezo reprezentował i reprezentuje
nadal wysoki poziom Światła, co wiemy oczywiście stamtąd, od
Boga!
Duch nieodgadniony, piękny.
Hojny w swych darach czy Miłości dla
nas, hojny wyjątkowo bez dwóch zdań odbyło/odbywało się to, co
nazwiemy/nazywać możemy transmisją Energii Światła jego – nam,
w tę stronę naszą, a i na odwrót...
Bo i my odwdzięczaliśmy się podobnie
– jemu!
Długo by opowiadać historię osób
choćby które jego, Mezo dotykały i tuliły, nazywając
pieszczotliwie, także karmiąc, a
podkarmiając raczej – dodam.
Mezuś adoptował się szybko, każdego
zaskakiwał, każdemu odwdzięczał się tym swoim ciepłem i
Miłością i zdobywał zaufanie w lot osób, które i jego doceniały
i doceniły do końca.
Tak, on poznał tu ludzi w Puławach
wielu i pamiętał ich, rozpoznawał szybko i gwałtownie, biegł tam
zatem gdzie oni/one są, podchodził...
Wytulony był, wymiziany i naprawdę,
naprawdę oddający im, tym osobom – to samo!
A osóbki/osoby, które doświadczyły
z nim kontaktu, no zapewne potwierdziłyby to, że pies ten był inny
– wyjątkowy też, naprawdę!
Taki był/jest Mezo, acz dziś...
Po drugiej stronie lustra rzeczy został
już i będzie tyle, ile Bóg go nie weźmie do siebie sam!
Wiemy i świadomi jesteśmy, gdyż
pytaliśmy (tę rozmowę przytoczymy wam możliwie prędko).
Wiemy i świadomi jesteśmy, iż Mezo
trafi absolutnie ku Bogu, do Niego, do Jego Boskiego Serca wraca czy
wróci też ludzie...
Materiał opowie wam o tym, co Bóg
mówił...
Tymczasem żegnamy się z nim my sami,
żegnaliśmy od kilku dni, kilkunastu może też, bo tyle trwała
choroba, na którą zapadł na koniec...
Pies, który nigdy nie chorował, można
rzec i nie doświadczył kontaktu z lekarzem, z lekiem jakimś, no
niestety na koniec trafił tam: do lecznicy, w której zaaplikowano
mu/zaordynowano mu pewne lekarstwa, leki i specyfiki ratujące życie
jego...
Nie było sposobu żadnego, by to
obejść, chcieliśmy pomóc, by jego tu mieć przy sobie!
Plany były inne również, ale o tym
za chwilę może będzie...
Jakkolwiek zostawił nas już dwoje
samych tu w domu on, pies nasz odszedł za przyzwoleniem własnym i
serca swojego dodam...
Mezo wybrał moment własny na
odejście, poszedł cichy i
cichutki sam tam, gdzie obrał kierunek swój nie nasz...
Tę historię poznacie delikatnie –
myślę, przepiszemy ją wam jakoś...
Tęsknimy za nim bardzo ludzie...
Dziękujemy jednakże za to, iż
wracając do świata żywych po dwudniowej nieobecności, no wrócił
po to, by nas pożegnać ostatecznie, a i my jego...
Nawet córka moja, Monika, mogła
również wytulić go i ukochać i
wyszeptać mu do ucha to, co chciała i czego pragnęła...
Ona również to zrobiła w bliżej
niepojęty sposób, gdyż nie przebywa z nami w domu od pewnego
czasu, tylko przyjeżdża.
No i była, trafiła w punkt – on
czekał na nią świadomy, gdy chwilę wcześniej świadomy nie był
niestety...
Wszystko ułożone jest i było według
pewnego specyficznego planu; tu również opowiemy wam o nim ciut za
zgodą Tego, Który Jest...
Dziś mówimy, iż pożegnaliśmy
Miłość najwyższą naszą, psa, psiunię, psiaczka kochanego,
Synusia, Mezulka czy Minię...
„Minia” to taka zdrobniałość,
która powstała znikąd, ale odbierał słowo to kapitalnie, gdy
mówiłam!
Był też Misiaczkiem, Aniołkiem
czy...
Był najwyższym przyjacielem ziemskim
nam obojgu, a i trojgu też...
Był mistrzem w oświetlaniu drogi, gdy
błądziliśmy i miotaliśmy się – nie wiedząc, gdzie iść...
Był przykładem dobra niepojętego
może jeszcze tutaj na Ziemi i niezbadanego też na tyle, by
wiedzieć, iż zwierzę/zwierzęta...
No są tak dobre!!!
Że są tak miłe, użyteczne i
wspaniałe, bezgrzeszne i czułe ponad wszystko, iż nie można jakby
przestać żyć z nimi, być oddzielnie...
To niemożliwe jest prawie, dlatego
widzicie państwo, że tak powiem, widzicie pewnie i czujecie, jak
nam ciężko jest i źle dziś, a i wczoraj czy w ogóle też...
Bo od wielu dni już zmagając się,
pracowaliśmy ponad siły własne psychiczne i fizyczne by jego, by
Meza tu mieć jeszcze nadal czy na chwilę...
Nie dało się, nie udało, decyzja
zapadał jego i Stwórcza, my...
Odbieramy ją z
bólem pewnym, łzami (łez wylały się tysiące – dosłownie
tysiące), nadal płaczemy, bo nie potrafimy inaczej jakby, nie
potrafimy, zwyczajnie nie idzie to, by spokój był i ostał nie
łzy...
Płaczemy więc jak dzieci małe, można
rzec, płaczemy...
Jest – jak jest, bo i ból jest,
proste!
Dusza płacze i opłakuje go, Duch
tęskni mocno i woła kogoś/coś, co nie wróci już/kto nie
wraca...
Jesteśmy na wpół żywi zabiegami
może i pracą na jego rzecz, ale jeszcze bardziej wdzięczni, że
mogliśmy ją wykonać, że mogliśmy te ostatnie tygodnie być przy
nim tak blisko i tak silnie z nim powiązani też...
Doświadczenie głębokie jest, wiążące
– jak sznur trzyma nas przy nim jeszcze, lecz choć ów sznur
ciągnęliśmy ku sobie...
To i tak zabrano nam go i przeciągnięto
na tę stronę drugą jednak!
Zostaliśmy sami, pies nie żyje, umarł
jak człowiek każden!
Pięknie, dostojnie, Anielsko nawet i
po Anielsku, bo widać to jest i było, iż pomimo wychudzenia już i
udręczenia ciała cielesnego, pies był piękny nad wyraz, piękny
Anielsko jak ja to mówię, Anielski...
Zasnął wreszcie ukojony ludzie,
odszedł...
My pozostajemy w bólu niezaleczalnym
już, bólu, którego nie da się znieść, schować bądź usunąć,
gdyż on zawsze wybije: ta Miłość wybije zawsze, ta psia Miłość
kochająca nas, a i w drugą stronę też no wybije zawsze bez dwóch
zadań...
Wybiła, wybije czy wybijać będzie,
nieistotne, bo my tę Miłość tak kochamy i szanujemy też i
wielbimy i naśladujemy w końcu i kiedyś, że...
No, że zostanie ona z nami i do końca
naszych dni w świecie, w którym żyjemy, jesteśmy i będziemy czas
jeszcze jakiś może, ale...
No, ale dalej idąc już stąd...
Hmmm...
No poprosimy tę Miłość na nowo by
zeszła czy odebrała nas jakoś – razem, razem przyjęła nas tam
nasza Miłość: Mezo! <3
Jesteś, byłeś i zostaniesz
najukochańszą cząstką mnie samej i Tomka, bowiem wiemy i świadomi
jesteśmy, iż Ty Mezo jesteś/byłeś też częścią nas – my
Ciebie!
To jak Cię kochamy, Bóg wie!
Ukoi nas – myślę i ochroni przed
bólem większym i trwalszym, a trudno jest ludzie, trudno...
Sami wiecie, bo je, Zwierzęta
kochacie: Ci, co nie jedzą ich, acz wychowują i cieszą się nimi
na wespół.
Szanujcie je i kochajcie, bo
odchodzą...
A odchodzą wówczas często, gdy my
ludzie, no nie jesteśmy przygotowani też na tyle i świadomi, że
to już jest, nastąpi, staje się choćby oto...
Dlatego ceńcie czas, każdą chwilę z
nimi, z tymi Dziećmi swoimi i waszymi ludzie...
Doceniajcie Miłość tę swoją i
cudzą, czyli tę zwierzęcą oczywiście, bo to one dają ją nie
ludzie...
Tak i bywa oto – jak wiadomo!
Mezo odszedł do Światła!
Duch sprowadził go czy zabrał,
nieistotne, wiodące jest to, że był...
A był z nami do lat 10 niemalże
wspólnie, wcześniej lat kilka dodatkowych miał w miejscu innym
będąc...
Każdemu i każdej z osób, które
znały go czy opiekowały się nim, no oddał wszystko, co miał
najlepszego, czyli siebie...
Duszę tę swoją, suwerenność,
inność arcyważną i ciekawą, piękno cielesne też przecież i
Duszy...
Dużo dał i dawał nam z siebie Mezo:
DZIĘKUJEMY!
Dziękują ci, co kochali go
najbardziej i najczulej...
Czyli ci, którzy zanieśli go tam też,
gdzie nikt nie chciałby trafić w sumie...
Tak oto i nasz „syn”, „synek”
tam idzie, gdzie Bóg i ku Niemu...
Ciało zostało tutaj w lesie, pośród
kwiatów i drzew, zapachów, ptaków, dźwięków lasu i leśnych...
Mała psia mogiłka
pośrodku tętniącego życiem lasu – miejsce dobre na oddanie
ciału Ziemi nazwijmy to...
To miejsce piękne i dobre jest mu –
myślę, będziemy mogli tam przychodzić też przecież, powspominać
go i nas także przy nim/z nim na nowo...
I tak oto odszedł Ten,
którego kochaliśmy najmocniej – wszak to Zwierzę a tak podobne
do nas, ludzi...
Różnica jest?
Nie sądzę!
Ja jej nie postrzegam i nie odnajduję,
zwłaszcza po tym, jak przeżyliśmy wspólnie chorobę Meza czy
śmierć...
Wszystko jest identyczne i wspólne co
u ludzi...
A ci, co tego nie widzą – ludźmi
nie są, sądzę...
Dobranoc kruszynko moja/nasza...
Śpij i śnij na dziś może jeszcze,
bo za moment pójdziesz tam, gdzie ta wolność Twoja jest własna i
spokój, pokój, którego tak mało jest tutaj na Ziemi, mówiłeś...
Dla Ciebie najwyższe dobra w Niebie
synku...
Dla Ciebie Światło i Bóg Sam będzie,
obiecał! (uśmiech)
Dla Ciebie najlepsze chwile wreszcie
tego, czego Ty sam pragnąłeś i życzyłeś sobie psinko nasza...
Do wspólnego spotkania Kochanie Ty
Nasze – Mezuńku, do szybkiego...
Mama z Tatą idą już powoli tam,
gdzie Ty na pewno...
Życie chwilą jest, tak więc
spotkanie nasze będzie szybciej, niż wyobrażenie jest może
własne...
I niech się tak stanie Boże, byśmy
spotkali się właściwie i czasem takim, któren wyznaczony był czy
jest...
Amen.
Mama i Tata tak naprawdę piesku, Mama
i Tata, a i „siostra” pożegnała Ciebie i wytuliła jak wiesz,
bo świadomy byłeś...
Tylko łzy lecą jeszcze i serce
trzepoce niespokojne, nieukojone na tyle, by żyć...
Tęsknimy już po Tobie synku, od razu
wybiło to, czym jest ból serca po stracie, lecz i Ty na pewno
tęsknisz do nas synuś, a więź była silna, jak wiemy my sami...
Boziuchno utul go dla nas, my
płaczemy...
A i to minie, gdy
czas da czas i wytchnienie już od tego, co boli: w sercach
został/będzie naszych, niezastąpiony, Dziecko nasze...
Zwierzęce!
To Mezo, doskonałość własna/swoja!
Niech Ci się wiedzie synuś w krainie
Ojca, co nas stworzył i ukochał też na tyle, by móc nam Ciebie
posłać synku...
Dziękujemy, rodzice no i Monika także
myślę...
Dziękujemy za Światło, którym byłeś
i jesteś Mezo!
Ty „snopie Światła” jak to Bóg
orzekł! (uśmiech)
Snopie Światła...
*****
Link do filmiku:
https://www.youtube.com/watch?v=Vf8r7H9nOXc