niedziela, 11 kwietnia 2021




Treść powstała w dniu – 9.04.2021 r.



Pamięci Mezo...


Dziś a stało się to w godzinach popołudniowych, odszedł najwierniejszy z wiernych może, przyjaciel, Mezo.

Nasz ukochany pies, psinka jak kto woli, piesek, którego mieliśmy na utrzymaniu swoim/wychowaniu od kilku lat/kilkunastu może...

Przygoda z nim, moja, zaczęła się jakiś czas temu...

Tomka, wcześniej...

Obydwoje mieliśmy go u siebie w domu nie za długo może, acz na tyle długo, by wiedzieć, iż on, ten pies...

No niezastąpiony był czy jest, będzie...

Poznaliśmy go tak, jak poznać można każdego, kto czysty był i jest, dobry – ponad normę każdą w sumie, bo i Mezo taki był/jest...

Nasze życie z nim to bajka można rzec śmiało, gdyż sprawiał on przeważnie i niezmiennie, że czuliśmy się przy nim sami niebywale, naprawdę wyjątkowo/wyjątkowi...

My sami czuliśmy się przy nim lepsi, piękniejsi też, życzliwsi każdemu przecież i sobie, mądrzejsi też w sumie o to doświadczenie swoje z nim, z nami...

Pies – to nie pies jest tak naprawdę, lecz „człowiek”, bo jak człowiek reaguje też na wszystko w sumie co żywe i wokół niego samego, podobnie jako człowiek je, pije, sika też, chodzi, maszeruje – powiedzmy, biega...

Jak człowiek też myśli pies, zwierzę niejedno żywe, którym on sam był a „człowiek”!

Bo taki był ludzki, można rzec dla każdego czy dla nas samych, przyjaciół, znajomych, a i obcych; obcych zaczepiał też, a oni go lubili i ukochiwali także po swojemu każdy...

Pies obieżyświat trochę, bo przychodząc tu do mnie, do Puław, a raczej jadąc, no pokonał i pokonywał też wysoką/dużą, naprawdę dużą ilość kilometrów z Tomkiem, by być tu u mnie i zapoznać się ze mną także.

On był, wracał, bo musiał do domu tamtego swojego wcześniejszego, lecz na nowo jechał tu do mnie, do nas, Moniki i Meli jeszcze nawet w tamtym czasie...

Piesek pokonywał ogromne ilości kilometrów, by nas odwiedzać, pobyć z nami jakiś czas no i musiał wracać do siebie jeszcze.

To trwało kilka lat niezmiennych, bo zawsze tak było, że piesek i Tomek przyjeżdżali do nas: razem!

Trudy podróży znosił dość dobrze, zaopiekowany był zawsze i zatroszczony w stu procentach przez Tomka, jego „tatę”, więc nie bał się, był zafascynowany podróżą, bywało, że ciężej znosił, bo podróż była rzeczywiście długa i wyczerpująca dla nich obydwu; dla Meza i dla Tomka oczywiście! (uśmiech)

Jednakże przyjeżdżali/przybywali zmęczeni a uśmiechnięci, z pąkami kwiatów, prezentów, Aniołów, buziaków i energią własną każdego z nich w tym Mezo: energią niebywałą i niepojętą też muszę dodać jako ta, która przyjęła go w dom i ugościła, zachowała też w domu swoim, jak i w sercu do dziś czy później...

To był prezent, z którego nie do końca zdawałam sobie sprawę na początku, ale szybko dotarło do mnie to iż ów prezent żywy przecież i ruchliwy mocno jest tym czymś/tym kimś, kto wypełni świat mój zatroskany może i smutny często z problemów wielu życia i świata: tak, to było bardzo czytelne i widoczne, iż pies ten energią swą i Światłem wewnętrznym czy zewnętrznym też, bo i tak biło, na strony obie...

No to już widać było to, iż to pies „lekarz”/uzdrawiacz duchowy będzie dla mnie i Moniki, a i Tomka też oczywiście z nami...

No i tak było, rzeczywiście Mezo uzdrawiał każdego z nas po kolei...

I na swój sposób oczywiście podchodził do nas i mierzył się z nami tak, jak chciał i lubił, bo z każdym z nas i wobec każdego z nas oczywiście, no zachowywał się zupełnie inaczej, odmiennie.

Mezo był dobry – wielokrotnie to podkreślaliśmy sami, wiedząc, iż energia tego zwierzaka/zwierzątka jest niebywała: jest wyizolowana, że tak powiem z agresji własnej zwierzęcej i jakiejkolwiek, co znaczy, iż pies wielbiony był przez całe niemalże otoczenie osób, środowiska lokalnego bądź osób, które poznawały go pośrednio...

Nikt obok niego nie przeszedł obojętnie, to pewne!

Nasz Mezo, nasz kochany „synuś” emanował ciepłem i Światłem takim, jakiego potrzebowali inni ludzie, szukali również i lubili ów poziom Światła czy Energii...

Tak, to był Mezo, on ich zabawiał, ci go przytulali i zagłaskiwali nam wielokrotnie, sami przyjaciele naokoło niego można rzec, bo tylu ludzi zjednał sobie sam Mezo, zważcie!

Ta informacja ważną jest i prawdziwą a do tego dumnie podchodzimy do niej, gdyż Mezo rzeczywiście miał wielu własnych wielbicieli czy wielbicielki: taki to pies!

My zaś w stosunku do niego zaznawaliśmy tak ekstremalnych może stanów szczęścia i piękna i dostojeństwa jego, tego psa, iż słów brak może na dookreślenie tego, co było, jaki był i kiedy...

Pies nas budził, dawał szczęście i pomoc poprzez kontakt z nami, gdy upadaliśmy choćby czy było nam źle...

Pocieszał, ocieplał, rozbawiał nas i kochał, kochał nade wszystko...

Nic porównywalnego tu nie ma na tę Miłość jego ku nam, do nas...

Takie to szczęście było być z nim i żyć, mieszkać i kochać go także iż nie znajdujemy słów na to, by opowiedzieć wam o nim prawdę całkowitą ludzie...

Ta oaza szczęścia i spokoju ponad normę przecież, zawsze koiła i była najbliższą nam istnością, żywą jednocześnie która nie woła, nie prosi, nie skłóca się z nami/nie skłócał się z nami on, bo jak?

Mezo reprezentował i reprezentuje nadal wysoki poziom Światła, co wiemy oczywiście stamtąd, od Boga!

Duch nieodgadniony, piękny.

Hojny w swych darach czy Miłości dla nas, hojny wyjątkowo bez dwóch zdań odbyło/odbywało się to, co nazwiemy/nazywać możemy transmisją Energii Światła jego – nam, w tę stronę naszą, a i na odwrót...

Bo i my odwdzięczaliśmy się podobnie – jemu!

Długo by opowiadać historię osób choćby które jego, Mezo dotykały i tuliły, nazywając pieszczotliwie, także karmiąc, a podkarmiając raczej – dodam.

Mezuś adoptował się szybko, każdego zaskakiwał, każdemu odwdzięczał się tym swoim ciepłem i Miłością i zdobywał zaufanie w lot osób, które i jego doceniały i doceniły do końca.

Tak, on poznał tu ludzi w Puławach wielu i pamiętał ich, rozpoznawał szybko i gwałtownie, biegł tam zatem gdzie oni/one są, podchodził...

Wytulony był, wymiziany i naprawdę, naprawdę oddający im, tym osobom – to samo!

A osóbki/osoby, które doświadczyły z nim kontaktu, no zapewne potwierdziłyby to, że pies ten był inny – wyjątkowy też, naprawdę!

Taki był/jest Mezo, acz dziś...

Po drugiej stronie lustra rzeczy został już i będzie tyle, ile Bóg go nie weźmie do siebie sam!

Wiemy i świadomi jesteśmy, gdyż pytaliśmy (tę rozmowę przytoczymy wam możliwie prędko).

Wiemy i świadomi jesteśmy, iż Mezo trafi absolutnie ku Bogu, do Niego, do Jego Boskiego Serca wraca czy wróci też ludzie...

Materiał opowie wam o tym, co Bóg mówił...

Tymczasem żegnamy się z nim my sami, żegnaliśmy od kilku dni, kilkunastu może też, bo tyle trwała choroba, na którą zapadł na koniec...

Pies, który nigdy nie chorował, można rzec i nie doświadczył kontaktu z lekarzem, z lekiem jakimś, no niestety na koniec trafił tam: do lecznicy, w której zaaplikowano mu/zaordynowano mu pewne lekarstwa, leki i specyfiki ratujące życie jego...

Nie było sposobu żadnego, by to obejść, chcieliśmy pomóc, by jego tu mieć przy sobie!

Plany były inne również, ale o tym za chwilę może będzie...

Jakkolwiek zostawił nas już dwoje samych tu w domu on, pies nasz odszedł za przyzwoleniem własnym i serca swojego dodam...

Mezo wybrał moment własny na odejście, poszedł cichy i cichutki sam tam, gdzie obrał kierunek swój nie nasz...

Tę historię poznacie delikatnie – myślę, przepiszemy ją wam jakoś...

Tęsknimy za nim bardzo ludzie...

Dziękujemy jednakże za to, iż wracając do świata żywych po dwudniowej nieobecności, no wrócił po to, by nas pożegnać ostatecznie, a i my jego...

Nawet córka moja, Monika, mogła również wytulić go i ukochać i wyszeptać mu do ucha to, co chciała i czego pragnęła...

Ona również to zrobiła w bliżej niepojęty sposób, gdyż nie przebywa z nami w domu od pewnego czasu, tylko przyjeżdża.

No i była, trafiła w punkt – on czekał na nią świadomy, gdy chwilę wcześniej świadomy nie był niestety...

Wszystko ułożone jest i było według pewnego specyficznego planu; tu również opowiemy wam o nim ciut za zgodą Tego, Który Jest...

Dziś mówimy, iż pożegnaliśmy Miłość najwyższą naszą, psa, psiunię, psiaczka kochanego, Synusia, Mezulka czy Minię...

„Minia” to taka zdrobniałość, która powstała znikąd, ale odbierał słowo to kapitalnie, gdy mówiłam!

Był też Misiaczkiem, Aniołkiem czy...

Był najwyższym przyjacielem ziemskim nam obojgu, a i trojgu też...

Był mistrzem w oświetlaniu drogi, gdy błądziliśmy i miotaliśmy się – nie wiedząc, gdzie iść...

Był przykładem dobra niepojętego może jeszcze tutaj na Ziemi i niezbadanego też na tyle, by wiedzieć, iż zwierzę/zwierzęta...

No są tak dobre!!!

Że są tak miłe, użyteczne i wspaniałe, bezgrzeszne i czułe ponad wszystko, iż nie można jakby przestać żyć z nimi, być oddzielnie...

To niemożliwe jest prawie, dlatego widzicie państwo, że tak powiem, widzicie pewnie i czujecie, jak nam ciężko jest i źle dziś, a i wczoraj czy w ogóle też...

Bo od wielu dni już zmagając się, pracowaliśmy ponad siły własne psychiczne i fizyczne by jego, by Meza tu mieć jeszcze nadal czy na chwilę...

Nie dało się, nie udało, decyzja zapadał jego i Stwórcza, my...

Odbieramy ją z bólem pewnym, łzami (łez wylały się tysiące – dosłownie tysiące), nadal płaczemy, bo nie potrafimy inaczej jakby, nie potrafimy, zwyczajnie nie idzie to, by spokój był i ostał nie łzy...

Płaczemy więc jak dzieci małe, można rzec, płaczemy...

Jest – jak jest, bo i ból jest, proste!

Dusza płacze i opłakuje go, Duch tęskni mocno i woła kogoś/coś, co nie wróci już/kto nie wraca...

Jesteśmy na wpół żywi zabiegami może i pracą na jego rzecz, ale jeszcze bardziej wdzięczni, że mogliśmy ją wykonać, że mogliśmy te ostatnie tygodnie być przy nim tak blisko i tak silnie z nim powiązani też...

Doświadczenie głębokie jest, wiążące – jak sznur trzyma nas przy nim jeszcze, lecz choć ów sznur ciągnęliśmy ku sobie...

To i tak zabrano nam go i przeciągnięto na tę stronę drugą jednak!

Zostaliśmy sami, pies nie żyje, umarł jak człowiek każden!

Pięknie, dostojnie, Anielsko nawet i po Anielsku, bo widać to jest i było, iż pomimo wychudzenia już i udręczenia ciała cielesnego, pies był piękny nad wyraz, piękny Anielsko jak ja to mówię, Anielski...

Zasnął wreszcie ukojony ludzie, odszedł...

My pozostajemy w bólu niezaleczalnym już, bólu, którego nie da się znieść, schować bądź usunąć, gdyż on zawsze wybije: ta Miłość wybije zawsze, ta psia Miłość kochająca nas, a i w drugą stronę też no wybije zawsze bez dwóch zadań...

Wybiła, wybije czy wybijać będzie, nieistotne, bo my tę Miłość tak kochamy i szanujemy też i wielbimy i naśladujemy w końcu i kiedyś, że...

No, że zostanie ona z nami i do końca naszych dni w świecie, w którym żyjemy, jesteśmy i będziemy czas jeszcze jakiś może, ale...

No, ale dalej idąc już stąd...

Hmmm...

No poprosimy tę Miłość na nowo by zeszła czy odebrała nas jakoś – razem, razem przyjęła nas tam nasza Miłość: Mezo! <3

Jesteś, byłeś i zostaniesz najukochańszą cząstką mnie samej i Tomka, bowiem wiemy i świadomi jesteśmy, iż Ty Mezo jesteś/byłeś też częścią nas – my Ciebie!

To jak Cię kochamy, Bóg wie!

Ukoi nas – myślę i ochroni przed bólem większym i trwalszym, a trudno jest ludzie, trudno...

Sami wiecie, bo je, Zwierzęta kochacie: Ci, co nie jedzą ich, acz wychowują i cieszą się nimi na wespół.

Szanujcie je i kochajcie, bo odchodzą...

A odchodzą wówczas często, gdy my ludzie, no nie jesteśmy przygotowani też na tyle i świadomi, że to już jest, nastąpi, staje się choćby oto...

Dlatego ceńcie czas, każdą chwilę z nimi, z tymi Dziećmi swoimi i waszymi ludzie...

Doceniajcie Miłość tę swoją i cudzą, czyli tę zwierzęcą oczywiście, bo to one dają ją nie ludzie...

Tak i bywa oto – jak wiadomo!

Mezo odszedł do Światła!

Duch sprowadził go czy zabrał, nieistotne, wiodące jest to, że był...

A był z nami do lat 10 niemalże wspólnie, wcześniej lat kilka dodatkowych miał w miejscu innym będąc...

Każdemu i każdej z osób, które znały go czy opiekowały się nim, no oddał wszystko, co miał najlepszego, czyli siebie...

Duszę tę swoją, suwerenność, inność arcyważną i ciekawą, piękno cielesne też przecież i Duszy...

Dużo dał i dawał nam z siebie Mezo: DZIĘKUJEMY!

Dziękują ci, co kochali go najbardziej i najczulej...

Czyli ci, którzy zanieśli go tam też, gdzie nikt nie chciałby trafić w sumie...

Tak oto i nasz „syn”, „synek” tam idzie, gdzie Bóg i ku Niemu...

Ciało zostało tutaj w lesie, pośród kwiatów i drzew, zapachów, ptaków, dźwięków lasu i leśnych...

Mała psia mogiłka pośrodku tętniącego życiem lasu – miejsce dobre na oddanie ciału Ziemi nazwijmy to...

To miejsce piękne i dobre jest mu – myślę, będziemy mogli tam przychodzić też przecież, powspominać go i nas także przy nim/z nim na nowo...

I tak oto odszedł Ten, którego kochaliśmy najmocniej – wszak to Zwierzę a tak podobne do nas, ludzi...

Różnica jest?

Nie sądzę!

Ja jej nie postrzegam i nie odnajduję, zwłaszcza po tym, jak przeżyliśmy wspólnie chorobę Meza czy śmierć...

Wszystko jest identyczne i wspólne co u ludzi...

A ci, co tego nie widzą – ludźmi nie są, sądzę...

Dobranoc kruszynko moja/nasza...

Śpij i śnij na dziś może jeszcze, bo za moment pójdziesz tam, gdzie ta wolność Twoja jest własna i spokój, pokój, którego tak mało jest tutaj na Ziemi, mówiłeś...

Dla Ciebie najwyższe dobra w Niebie synku...

Dla Ciebie Światło i Bóg Sam będzie, obiecał! (uśmiech)

Dla Ciebie najlepsze chwile wreszcie tego, czego Ty sam pragnąłeś i życzyłeś sobie psinko nasza...

Do wspólnego spotkania Kochanie Ty Nasze – Mezuńku, do szybkiego...

Mama z Tatą idą już powoli tam, gdzie Ty na pewno...

Życie chwilą jest, tak więc spotkanie nasze będzie szybciej, niż wyobrażenie jest może własne...

I niech się tak stanie Boże, byśmy spotkali się właściwie i czasem takim, któren wyznaczony był czy jest...

Amen.

Mama i Tata tak naprawdę piesku, Mama i Tata, a i „siostra” pożegnała Ciebie i wytuliła jak wiesz, bo świadomy byłeś...

Tylko łzy lecą jeszcze i serce trzepoce niespokojne, nieukojone na tyle, by żyć...

Tęsknimy już po Tobie synku, od razu wybiło to, czym jest ból serca po stracie, lecz i Ty na pewno tęsknisz do nas synuś, a więź była silna, jak wiemy my sami...

Boziuchno utul go dla nas, my płaczemy...

A i to minie, gdy czas da czas i wytchnienie już od tego, co boli: w sercach został/będzie naszych, niezastąpiony, Dziecko nasze...

Zwierzęce!


To Mezo, doskonałość własna/swoja!


Niech Ci się wiedzie synuś w krainie Ojca, co nas stworzył i ukochał też na tyle, by móc nam Ciebie posłać synku...

Dziękujemy, rodzice no i Monika także myślę...

Dziękujemy za Światło, którym byłeś i jesteś Mezo!

Ty „snopie Światła” jak to Bóg orzekł! (uśmiech)

Snopie Światła...  

 


*****

Link do filmiku:

https://www.youtube.com/watch?v=Vf8r7H9nOXc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz